Goose Creek - Jingle Bells



Cześć i czołem :) ! 

Przez ostatni miesiąc moje mieszkanie w związku z moim zawziętym odchudzaniem wypełniały zapachy mocno cytrusowe. 
Wczoraj jednak udało mi się odebrać paczkę pełną świec zapachowych marki Goose Creek. Jestem podekscytowana zawartością ! 
W środku między innymi znajdował się długo wyczekiwany przeze mnie zapach o nazwie Jingle Bells, który został wypuszczony
na rynek w 2017 roku w ramach zimowej kolekcji. I o ile maj zdecydowanie nie jest miesiącem do testowania zimowych nut 
zapachowych, a ja z reguły staram się dobrać świecę zgodnie z aurą za oknem, o tyle nie mogłam się powstrzymać przed odpaleniem 
reniferka jako pierwszego. 

Nie bez powodu Jingle Bells wzbudził zachwyt i pożądanie wśród wszystkich świecoholików na świecie. 
Pierwsze czym przyciągnął mnie ten słoik to przepiękna etykieta w zimowej scenerii, która na myśl przywodzi mi sanie Świętego Mikołaja
i jego renifera. Od razu obudziła się moja tęsknota za śniegiem i kuligiem...Dodatkowo szary wosk sojowy efektownie komponuje się z nadrukiem, czym idealnie zwraca na siebie uwagę. Kolorystyka jest więc spójna i z pewnością będzie pasowała do każdego świątecznego wystroju wnętrz. Ta świeca z wyglądu jest po prostu przepiękna i klimatyczna !



Moja wersja Jingle Bells'a jest w dużym rozmiarze o wadze 680g. Staram się nie nabywać mniejszych egzemplarzy, ponieważ wówczas
mój wewnętrzny skąpiec nie pozwala mi się nacieszyć zapachem. Podświadomie czuję, że powinnam oszczędzać świecę i nie palić jej zbyt 
długo, aby nie skończyła się w ciągu paru dni. Przy dużych słojach nie mam już tego zmartwienia. Niestety, ale na dzień dzisiejszy nie potrafię sobie z tym poradzić :). Renifera pozwoliłam sobie palić przez około 8 godzin zanim wyrobiłam sobie zdanie na jego temat. 

Producent deklaruje tu nuty: jabłka, gruszki, moreli, mandarynek, wanilii i waty cukrowej. Na sucho wyczułam jeszcze aromat mięty przez co
zapach wydaje mi się bardziej mroźny. Być może jest to bardzo subiektywne spostrzeżenie, ponieważ nigdzie nie wyczytałam, by 
faktycznie ten olejek został dodany do Jingle Bells'a.  Jest to zdecydowanie słodko-miętowa kompozycja, którą można porównać nawet
do zapachu syropku na kaszel. Po odpaleniu ta świeca poraża swoją mocą ! Serio ! Zapach rozniósł się szybko po całym mieszkaniu, a i pozwolił sobie wyjść za drzwi na klatkę schodową. Warto dodać, że nie jest to mała kawalerka, a 44 metrowy, dwupokojowy lokal. Nie byłam tym mocno zdziwiona, ponieważ gąski słyną ze swoich mocy. Tu jednak dla niektórych może być zbyt przytłaczająco, pomimo tego, że zapach nie jest mdlący. Z pewnością tworzy przytulną atmosferę. 


Słoik Jingle Bellsa posiada dwa knoty, a wosk dzięki temu wypala się równomiernie. Nie zauważyłam tu żadnych skłonności do tunelowania, więc obejdzie się bez sweterków, dzięki czemu możemy nacieszyć się pięknem etykiety. Basen wytwarza się bardzo szybko, a knot nie kruszy się do wosku co sprawia, że w trakcie palenia nie pojawiają się zabrudzenia. Pod względem wykonania mamy tu standardowo killera. Zresztą jak to w przypadku wszystkich gąsek ! :) 


Podsumowując: Świeca jest przepiękna, a zapach mocny. Nadruk nie sugeruje w ogóle potencjalnego aromatu, jednak jest to świeca z kategorii tych bardzo słodkich. Absolutnie nie żałuję tego zakupu i z żalem odłożę ją do kartonu, gdzie przechowuję dekoracje świąteczne, by móc cieszyć się nią w grudniu tego roku. Jeśli się jeszcze nad nią zastanawiacie to z czystym sercem polecam ! 

Komentarze